Etykiety

niedziela, 27 maja 2018

XXIX MARATON 50-TKA ŚWIĘTOKRZYSKA


Maratony, maratony... A każdy miał być już ostatni. 
A potem ktoś szepnie słówko o fajnej imprezie i jesteśmy.... 
I mnie osobiście bardzo to cieszy....
Niniejszym przedstawiam relację z maratonu.


 Widoki zachwycały. Tym bardziej że przed maratonem, odwiedzając sympatycznego (tak sugerował aby go określać) kolegę wodniaka, wybraliśmy nieco boczne drogi.

Jak stado japońskich turystów rzuciliśmy się do fotografowania.... 















Znając już troszkę tereny odwiedzamy "Słońce Sycylii". Pizza robiona przez Sycylijczyka z niesamowitym kunsztem...


Co widać powyżej....
A poniżej rady jak nie zepsuć prawdziwej pizzy....


Posileni, meldujemy się w schronisku "Tanie Spanie". Miejsce godne polecenia. 
Mają tam nawet .... GAWĘDZIARNIĘ...


Mały spacerek dla wyprostowania nóg...

Planowaliśmy być tu następnego dnia... 
Tylko Tomkowi się to udało... Ale to później... 

 "Przystanek Książka" - całym sercem jestem za podobnymi inicjatywami...





Rozpoczyna się właśnie maraton. Autokary wywiozły nas na miejsce startu. Daleszyce.







 Fajny rynek.

Grupowe zdjęcie.

Gong.


I oczywiście zaczął padać deszcz....



Zaraz będzie pierwszy punkt kontrolny. Góra "Wysokówka".  



Mokro, ale nastroje dopisują....

Fot. Zbyszek Borowiec


Ciekawostka. Gratuluję pomysłowości organizatorom. Samoobsługowy punkt kontrolny. Na dowód obecności we właściwym miejscu, każdy uczestnik wyrywał jedna kartkę z książki. Zapewniono nas że książka pochodzi ze zbiórki makulatury. Dodatkowo przewrotny tytuł książki... 
 Moja strona miała numer 153, czyli byłem ok. 75 na górze "Kiełki".
Cytat z kartki: "-Trochę mokro- mówi Bartal, a woźnica patrzy na niego z podziwem". 
Proroczy cytat....



"Złota Woda" - następny punkt kontrolny. Pierwszy minęliśmy z prędkością światła.
Tutaj jemy zupę pomidorową, odrobinę odpoczywamy.

Mimo bardzo dobrego tempa mamy czas na rozglądanie się i focenie... 






Zaraz za Świętym Krzyżem - W Hucie Szklanej.




Podbijamy się na numerach startowych.

Uzupełniamy zapasy. 

Dajemy pooddychać stopom... 



 Ktoś tu stracił wianuszek... I to na samym początku lasu... Czy to ktoś od nas?? 



Piękny odcinek trasy. Niepokoją nas odgłosy... Burza się kręci w pobliżu...

 W ostatniej chwili wychodzimy z lasu.
Zaczyna się ulewa z piorunami. Dopadamy do jedynego w pobliżu domostwa. Tu przeczekamy następne półtorej godziny. Kto nie miał tyle szczęścia co my, przeczekiwał burzę w strumieniach deszczu i gradzie... 

 Miny mamy nietęgie... Z powały zaczęła kapać czerwona woda.... Oho, ani chybi "Czerwona Oberża"....


Grad wielkości grochu. Szosa zamieniona w strumień. Zerwane mosty. Palące się domy w Kakoninie. Kotłująca się woda na poboczach. A co najgorsze wciąż wisząca burza w paśmie Łysicy...

Fot. Magda
Fot. Magda

Fot. Magda
Fot. Strona Gazety Wyborczej.



Ze względów bezpieczeństwa zeszliśmy z trasy. 
Dalej wędrowaliśmy asfaltem nakładając drogi, ale mając za to zabezpieczenie w postaci domostw. 
Lekko po 22 byliśmy szczęśliwie na mecie.... 




Galę na zakończenie maratonu uświetnił ślimak.... Oto dopiero mission impossible.... :-)


 Ominęliśmy, naszym zdaniem, niebezpieczny fragment trasy. Mieliśmy świadomość, że może nam być nie zaliczone ukończenie maratonu. Okazało się jednak, że bezpieczeństwo uczestników było ważniejsze od trasy. Chwała za to organizatorom. Największą zaletą tego typu imprez jest brak rywalizacji. Atmosfera wzajemnej życzliwości. W regulaminie jest zapis, że rezygnacja z marszu jest możliwa na punktach kontrolnych (poza wypadkami oczywiście). Po burzy jeździły po trasie samochody  organizatora, w razie potrzeby pomagające uczestnikom. Świetna reakcja. Brawo.



 Zadowolenie, uśmiechy, satysfakcja i bolące nogi... Jest w tym coś pięknego.

Na zakończenie maratonu mieliśmy możliwość grupowego zwiedzania Muzeum Minerałów i Skamieniałości. 
Poniżej link do wspólnego (Magdy i mojego) albumu ze zdjęciami z muzeum. Polecam zerknąc...





Piękności, a dodatkowo mieliśmy pokaz szlifowania kamieni... 



Drobna przekąska i żegnamy Św. Katarzynę.


 Jeszcze mały postój w Opatowie...



A zaraz potem, nowe trofeum dołącza do kolekcji...


Było świetnie. Było niesamowicie. Było strasznie. Było pięknie. Chyba wszystko co mogło być, było na tym maratonie.... Dziękuję Magda, Gosia, Tomek za wspólnie spędzony czas, a organizatorom za świetną imprezę...