Etykiety

sobota, 30 czerwca 2018

VII Rajd Rowerowy Straż Graniczna i Przyjaciele

Małym składem to małym, ale udało się dołączyć do VII Międzynarodowego Rajdu Rowerowego Straż Graniczna i Przyjaciele.... 
Po dołączeniu do rajdu okazało się że jednak znamy się bardziej niż można by się było spodziewać.  Kolarska brać nie odpuszcza rowerowych imprez i znajome mniej lub bardziej twarze, co jakiś czas pojawiały się wśród tłumu.





Zaraz na starcie, przy remizie w Tarnoszynie, trudno się było ukryć przed mediami...



Wszyscy przy bramie startowej o którą niemal zahaczyłem rowerami wiezionymi na dachu samochodu... Jeszcze 5 cm i bym pociągnął start za sobą... :-)


 Składamy wieniec przy pomniku i po kilometrze, może dwóch, jesteśmy.... na granicy.
Zielonej granicy....
 Odprawa paszportowa poszła bardzo sprawnie i jesteśmy już po stronie Ukraińskiej.

 
 


 
Pierwsze zachwyty w Uhnowie. Już tu kiedyś byłem, ale nadal wrażenia są mocne.


Patent dla wielbicieli suchych skarpetek.... 


Urokliwie. Pięknie. 

 

 A takie drogi i widoki czekały na nas pierwszego dnia rajdu.


Piasek zgrzyta w zębach ale się uśmiechamy..

 
Gar klusek, baniak rosołu i kanapki z sałem i małosolnym....
Jak szaleć to szaleć.


Docieramy do Żółkwi. Podobno Żółkiew jest lekko wzorowana na Zamościu. Kilka podobieństw jest, ale ten niesamowity klimat Ukrainy, jest jedyny w swoim rodzaju. 


Nasz hotel 

Park


Takich luksusów to się nie spodziewałem....

Taka turystyczna choinka aromatyzująca... :-)  


 

Jeśli ktoś zapyta czy warto jechać na Ukrainę, wystarczy takie migawki przywołać.... 

 Inny świat. Lepszy? Gorszy? Nie wiem. 
 Jeśli komuś do szczęścia wystarczy pogłaskać psa, 
zjeść na schodach kanapkę z pasztetem rybnym - to lepszy...
 






W Żółkwi trwały przygotowania do inscenizacji...


Stroje doskonałe w najdrobniejszych detalach... 

 

 
Musieliśmy jednak najpierw zjeść coś solidnego... Udało się znaleźć karczmę...
Rozczytać cyrylicę... I zamówić "swinju". :-)
Porcja nie do pokonania w cztery osoby.

Ten działał....

Łupy już w foliówce z groszka...

Kilka foteczek wieczornych...

A dobranoc nam powiedział hotelowy jenot.
Początkowo podejrzewaliśmy że jest szopem praczem...




Tu drzemią wieki....


 
Trochę nas zmoczyło. Nieźle wyziębiło mimo lipca. Ponownie przeskakujemy granicę i szybciutko bo głód goni, do remizy na grochówkę i kiełbaski z grilla...


To było piękne i niezapomniane 200 kilometrów po dróżkach i drogach Polsko/Ukraińskich. Świetne towarzystwo. Świetne miejsca. Osobiście bardzo dziękuję organizatorom rajdu. Liczę że za rok pojawimy się w liczniejszej grupie... 



Link do trasy: TU KLIKAĆ.