Etykiety

poniedziałek, 17 maja 2021

Poleski Park Narodowy



Jak tylko można było wynająć nocleg, bez chwili zastanowienia ruszyliśmy do

 Poleskiego Parku Narodowego.


Buty na nogi i ruszamy.



Pierwszego dnia przespacerowaliśmy ścieżkę "Perehod" 


Z pogodą utrafiliśmy idealnie. Ciepło, nie za gorąco. Piękne chmurki i donośny rechot żab.


Zaraz na początku ścieżki, trafiamy na wieżę widokowa i czatownię do obserwacji ptaków.


Troszkę zaś dalej taki oto okaz. Troszkę słabe zdjęcie, ale wąż był u siebie i nie za bardzo chcieliśmy go straszyć zbyt bliskim podchodzeniem. 


Widoki na całej ścieżce - niesamowite!!












A po włóczędze wstąpiliśmy na lody do Urszulina. Nadmienię że były tak dobre, że następnego dnia też wstąpiliśmy... :-)


Wracamy do ośrodka "GRABNIAK" nad jeziorem Rokcze. Ośrodek powoli wraca do dawnej świetności. Sporo jeszcze brakuje, lecz klimat i przemiła obsługa sprawi że wart tam się zatrzymać.




Obiadokolacja i niespodzianka. Okazuje się że można popływać kajakami. Takiej okazji z garści już nie wypuścimy. 








Jezioro jest niewielkie, lecz pływało się świetnie!


Po kajakach nadszedł też czas na prawdziwe pływanie. Było ekstra.


Krótki filmik z wieczornych atrakcji. Reżyseria, kamera, scenariusz i scenografia - Zbyszek. 



Bajeczka... Mieliśmy ochotę zostać tam na zawsze...


Kolacja właściwa, przeciągająca się do bardzo późnych godzin nocnych. 😅


Przytrafił się nam też piękny zachód słońca.





Niedzielny poranek. Dość rano wstajemy.



Porządne śniadanie sprzątanie, zwijamy manatki i jedziemy na ścieżkę "Czahary".



Startujemy w Wereszczynie. Powyżej ciekawy zamek do drzwi kościoła pw. św. Stanisława Biskupa Męczennika.


I przypominam: Warto się rozglądać...




Piękne miejsce. Pierwsza wieża widokowa, wiata, toaleta, grill i parking.




Ptaki trudno fotografować gdy się idzie roześmianą bandą. Czajka jednak nic sobie z nas nie robiła.








Boberek trójlistkowy



Kuklik zwisły.







Esencja ścieżki "Czahary".

Dojadamy co tam mamy jeszcze ze sobą.


I jedziemy do Urszulina na poprawkę z lodów, a kto zgłodniał na obiad.
Zaczyna padać. Znów idealnie wyrobiliśmy się w czasie. 


 Będziemy jeszcze tu wracać....

3 komentarze:

  1. Jeszcze mi się nie udało obaczyć na własne oczy kwitnącego bobrka. Liski - owszem, ale kwiatów nigdy. A jakie śliczne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo go rosło. Tylko z fotografowaniem trudniej, bo z pomostu jakoś trzeba było dać sobie radę...

      Usuń
  2. Tereny w sam raz pod nieśpieszny marsz...fajna przygoda

    OdpowiedzUsuń