Udało nam się być na tym rajdzie... Udało się, bo poczytuje sobie za zaszczyt, mieć możliwość pokręcenia z tak świetnymi ludźmi, w super miejscu i ekstra warunkach... Tak więc, aby już mieć z głowy, już tu podziękuję wszystkim za towarzystwo, wspólne kilometry i bal nad bale... :-)
Wczesny poranek nad samą granicą Polski...
Kilka słów szefa i wszyscy w blokach startowych...
By zaraz po godzince czy dwóch... Nieśpieszno pomykać po Ukrainie.
I to właśnie ten klimat. Tu czas płynie inaczej...
I wszystko jest proste. A jak czegoś nie ma .... To trzeba sobie radzić... :-)
Jeszcze dziś oczy mi się rwą do tych miejsc....
Nawet sama bułka smakuje jak danie z exclusive restaurant.
Że o spacerze wśród krów nie wspomnę...
Usiąść i się zadumać...
I podziwiać...
Nie mogliśmy sobie odpuścić sesji zdjęciowej wśród Barszczu Sosnowskiego...
Kolejny postój... I mieliśmy kreta wśród nas...
Do mety docieramy w trochę nie najlepszych nastrojach.
Będę uogólniał i generalizował. Nie krytykuje i nie odnoszę się do nikogo personalnie. Każdy odpowiada za siebie, ale mam taką refleksję. Na trasie wydarzyło się sporo wypadków. Dwa bardzo poważne. W zasadzie jeden z nich dramatyczny. Czy nie można było tego uniknąć? Beztroska i brawura wspierana alkoholem, przytłumiła poczucie odpowiedzialności. A odpowiedzialni powinniśmy być całą grupą. Bo nie tylko ktoś pod wpływem procentów może zrobić krzywdę sobie, ale i innym. Czy ogólne przyzwolenie i akceptacja osób pijących sprawiła że rajd był fajniejszy? Ja myślę że na pewno nie... Myślmy o bezpieczeństwie naszych przyjaciół. Niechcący możemy im zrobić krzywdę. To tylko moje przemyślenia. Nie chcę się w tym temacie spierać, czy kogokolwiek do czegokolwiek przekonywać. Dbajmy o bezpieczeństwo własne i tych których lubimy....
Dla samego widoku z balkony warto było te kilometry zrobić.
A czekała na nas jeszcze kolacja...
I inscenizacja ukraińskiego wesela.
Sobotni poranek budzi nas piękną pogodą i super widokiem z balkonu... Wybieramy się rowerami do Lwowa...
Obowiązkowe fotki przed operą.
I troszkę zwiedzania. Troszkę bo wyjechaliśmy nie za wcześnie. Zjedliśmy obiad. Zostało nam raptem półtorej godziny czasu....
Wykorzystaliśmy go bardzo słusznie...
Kolacja w sali balowej, tańce do późnej nocy.
Śniadanie w Akvarelu i podążamy do Polski.
Widoki piękne ale drogi tragiczne...
Obiad na trasie w pobliżu źródła "Marusia" Na stole stały kiszone pomidory. Z sałem - pychotka...
джерело "Маруся" - woda zimna aż zęby szczękały mimo trzydziestostopniowego upału...
W końcowej części trasy mieliśmy już dobry asfalt, więc kilometry tylko śmignęły. Jak zawsze na UA - moje zakupy to kwas i herbata...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz