Etykiety

niedziela, 30 czerwca 2019

Bruśnieńskie Inspiracje.


Udało nam się być na tym rajdzie... Udało się, bo poczytuje sobie za zaszczyt, mieć możliwość pokręcenia z tak świetnymi ludźmi, w super miejscu i ekstra warunkach... Tak więc, aby już mieć z głowy, już tu podziękuję wszystkim za towarzystwo, wspólne kilometry i bal nad bale... :-)



Wczesny poranek nad samą granicą Polski...


Kilka słów szefa i wszyscy w blokach startowych...



By zaraz po godzince czy dwóch... Nieśpieszno pomykać po Ukrainie.




I to właśnie ten klimat. Tu czas płynie inaczej...


I wszystko jest proste. A jak czegoś nie ma .... To trzeba sobie radzić... :-)







Jeszcze dziś oczy mi się rwą do tych miejsc....


Nawet sama bułka smakuje jak danie z exclusive restaurant.


Że o spacerze wśród krów nie wspomnę...







Usiąść i się zadumać...



I podziwiać...








Nie mogliśmy sobie odpuścić sesji zdjęciowej wśród Barszczu Sosnowskiego...







Kolejny postój... I mieliśmy kreta wśród nas... 


Do mety docieramy w trochę nie najlepszych nastrojach. 
Będę uogólniał i generalizował. Nie krytykuje i nie odnoszę się do nikogo personalnie. Każdy odpowiada za siebie, ale mam taką refleksję. Na trasie wydarzyło się sporo wypadków. Dwa bardzo poważne. W zasadzie jeden z nich dramatyczny. Czy nie można było tego uniknąć? Beztroska i brawura wspierana alkoholem, przytłumiła poczucie odpowiedzialności. A odpowiedzialni powinniśmy być całą grupą. Bo nie tylko ktoś pod wpływem procentów może zrobić krzywdę sobie, ale i innym. Czy ogólne przyzwolenie i akceptacja osób pijących sprawiła że rajd był fajniejszy? Ja myślę że na pewno nie... Myślmy o bezpieczeństwie naszych przyjaciół. Niechcący możemy im zrobić krzywdę. To tylko moje przemyślenia. Nie chcę się w tym temacie spierać, czy kogokolwiek do czegokolwiek przekonywać. Dbajmy o bezpieczeństwo własne i tych których lubimy.... 



Dla samego widoku z balkony warto było te kilometry zrobić.






A czekała na nas jeszcze kolacja...



I inscenizacja ukraińskiego wesela.







Sobotni poranek budzi nas piękną pogodą i super widokiem z balkonu... Wybieramy się rowerami do Lwowa...




Obowiązkowe fotki przed operą.





I troszkę zwiedzania. Troszkę bo wyjechaliśmy nie za wcześnie. Zjedliśmy obiad. Zostało nam raptem półtorej godziny czasu....





Wykorzystaliśmy go bardzo słusznie... 



Kolacja w sali balowej, tańce do późnej nocy.


Śniadanie w Akvarelu i podążamy do Polski.


Widoki piękne ale drogi tragiczne...





Obiad na trasie w pobliżu źródła "Marusia" Na stole stały kiszone pomidory. Z sałem - pychotka...

джерело "Маруся" - woda zimna aż zęby szczękały mimo trzydziestostopniowego upału...





W końcowej części trasy mieliśmy już dobry asfalt, więc kilometry tylko śmignęły. Jak zawsze na UA - moje zakupy to kwas i herbata...


Tak jak mam nadzieję szybko skończyła się Wam ta relacja, tak samo szybko mignęły mam trzy dni rajdu. Pozostaje tylko życzyć sobie i przyjaciołom, rychłego spotkania gdzieś na trasie. A za rok koniecznie bądźcie na kolejnym IX już rajdzie....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz