Etykiety

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

III Pieszy Maraton Przedwiośnie.


Po każdym ultramaratonie obiecuje sobie że to już ostatni. Że już mam dosyć i nigdy więcej. A potem przychodzi termin zapisów... I się zapisuje... Nie inaczej było także tym razem. 
Ekstra, że grono maszerujących/biegających kompanów się powiększa. Dzięki Magda, Gosia, Wojtek, Ted, Kuba za towarzystwo a organizatorom maratonu za możliwość doświadczenia tego, co można przeżyć tylko na maratonach. Zmęczenie, ból i satysfakcja. Walka ze słabościami i euforia na mecie. Poczucie uczestniczenia w czymś niesamowitym.


Najlepiej zacząć od końca czyli od dekoracji po maratonie... 
Ale nie...zaczynam od samego początku..

Trochę daleko mamy do Ciekot, więc wyjechaliśmy wcześniej, aby jeszcze kilka atrakcji zaliczyć.



Krajno - park miniatur.


Slogan głosił: "W Krajnie jest fajnie"  !!





Szybki obiad w "Jasiu i Małgosi" w Świętej Katarzynce i lody jakim nie dało się oprzeć.... Do kupienia dwa kroki dalej...



Odbieramy pakiety startowe. 

"Szklany Dom"  za każdym razem zachwyca...

 "Agroturystyka Łysogóry w Ciekotach" jak widać na zdjęciach, bardzo przyjemnie miejsce na nocleg. Nieco obaw budziły strome schody na które będzie się trzeba wspiąć po 76 kilometrach marszu...






Maratonowi towarzyszy sporo dodatkowych atrakcji. Piwo "Przedwiośnie" robione specjalnie na maraton i prelekcja podróżnicza Bogusława Magrela.



Szybka kolacja. I idziemy spać. Start o 5.00. Pobudka 4.00.



Przed startem. Na zewnątrz jeszcze noc...

Takie kolory tylko bardzo rano. I zazwyczaj brakuje motywacji aby wstać i obejrzeć wschód słońca...




Widoki zachwycają.





Mijamy kolejne punkty kontrolne.


 Nie traktujemy tej imprezy na sportowo. Jest czas porozglądać się dookoła...




Herbatka prezesa. Mocny punkt na trasie maratonu...A poniżej - "Tam byliśmy"...

 I żadnemu lustru nie odpuścimy... :-)


Gdzieś tam jest już meta. Teraz każde 100 metrów jest wysiłkiem.

I udało się. Jesteśmy na mecie. 

Niektórzy zamiast leżeć z nogami do góry, mieli jeszcze siłę na partyjkę bilarda...

Meldujemy się na gali medalowej. Warto obejrzeć spot z maratonu autorstwa Beaty Milewicz: FILM z muzyką grupy "Leniwiec" do słów Stachury.

Medale, gratulacje, fotki, upominki. W zasadzie nie takie to ważne, ale jakże miłe.






Mamy jeszcze chwilkę na zwiedzanie dworku Żeromskiego. 





Po drodze zatrzymujemy się jeszcze na pizzę w "Pizzeria Słońce  Sycyli" - Bardzo dobra pizza, prawdziwie włoska.

I melduje się w domu. Niezwłocznie powiększam kolekcję o nową zdobycz... :-D 

Dziękuję. Dziękuje wszystkim w jakikolwiek sposób zaangażowanym w maraton. 
Idę poszukać miednicy do wymoczenia stóp.... :-D

1 komentarz:

  1. Jeszcze raz gratulacje i dzięki za kolejną wspólną wyprawę.

    OdpowiedzUsuń