Jak tylko można było wynająć nocleg, bez chwili zastanowienia ruszyliśmy do
Poleskiego Parku Narodowego.
Buty na nogi i ruszamy.
Pierwszego dnia przespacerowaliśmy ścieżkę "Perehod"
Z pogodą utrafiliśmy idealnie. Ciepło, nie za gorąco. Piękne chmurki i donośny rechot żab.
Zaraz na początku ścieżki, trafiamy na wieżę widokowa i czatownię do obserwacji ptaków.
Troszkę zaś dalej taki oto okaz. Troszkę słabe zdjęcie, ale wąż był u siebie i nie za bardzo chcieliśmy go straszyć zbyt bliskim podchodzeniem.
Widoki na całej ścieżce - niesamowite!!
A po włóczędze wstąpiliśmy na lody do Urszulina. Nadmienię że były tak dobre, że następnego dnia też wstąpiliśmy... :-)
Wracamy do ośrodka "GRABNIAK" nad jeziorem Rokcze. Ośrodek powoli wraca do dawnej świetności. Sporo jeszcze brakuje, lecz klimat i przemiła obsługa sprawi że wart tam się zatrzymać.
Obiadokolacja i niespodzianka. Okazuje się że można popływać kajakami. Takiej okazji z garści już nie wypuścimy.
Jezioro jest niewielkie, lecz pływało się świetnie!
Po kajakach nadszedł też czas na prawdziwe pływanie. Było ekstra.
Krótki filmik z wieczornych atrakcji. Reżyseria, kamera, scenariusz i scenografia - Zbyszek.
Bajeczka... Mieliśmy ochotę zostać tam na zawsze...
Kolacja właściwa, przeciągająca się do bardzo późnych godzin nocnych. 😅
Przytrafił się nam też piękny zachód słońca.
Niedzielny poranek. Dość rano wstajemy.
Porządne śniadanie sprzątanie, zwijamy manatki i jedziemy na ścieżkę "Czahary".
Startujemy w Wereszczynie. Powyżej ciekawy zamek do drzwi kościoła pw. św. Stanisława Biskupa Męczennika.
I przypominam: Warto się rozglądać...
Piękne miejsce. Pierwsza wieża widokowa, wiata, toaleta, grill i parking.
Ptaki trudno fotografować gdy się idzie roześmianą bandą. Czajka jednak nic sobie z nas nie robiła.
Boberek trójlistkowy
Kuklik zwisły.
Esencja ścieżki "Czahary".
Dojadamy co tam mamy jeszcze ze sobą.
I jedziemy do Urszulina na poprawkę z lodów, a kto zgłodniał na obiad.
Zaczyna padać. Znów idealnie wyrobiliśmy się w czasie.
Będziemy jeszcze tu wracać....
Jeszcze mi się nie udało obaczyć na własne oczy kwitnącego bobrka. Liski - owszem, ale kwiatów nigdy. A jakie śliczne!
OdpowiedzUsuńDużo go rosło. Tylko z fotografowaniem trudniej, bo z pomostu jakoś trzeba było dać sobie radę...
UsuńTereny w sam raz pod nieśpieszny marsz...fajna przygoda
OdpowiedzUsuń