Ewie udało się dorwać kontakt do woźnicy robiącego kuligi. po szybkiej akcji pojechaliśmy do Bondyrza na półkulig...Dlaczego półkulig?? Wprawiliśmy w zdumienie naszego pana od koni, bo poprosiliśmy aby zawiózł nas do lasu (z Bondyrza do Bliżowa - ok. 7 km) a my wrócimy sobie sami piechotą... Śmiał się i dziwił bo jeszcze w jego karierze nie spotkał się z taką prośbą...
Sielskie wiejskie widoczki - stąd startujemy.
Pod tartakiem spotykamy się z woźnicą...
Ustalamy trasę i hajda...
Mała przerwa przy starym młynie.
Kilka fotek i jedziemy dalej...
Dziś będą same śliczne domki... I co jeden to ładniejszy...
Każdy sam wybierał sobie stopień trudności trasy... :-)
A to rzecz jakiej już spotkać się nie spodziewałem... Zagata na ścianie domu...
Ognisko z pysznościami... czego to my tam nie mieliśmy ze sobą...
Fot. Jerzy. |
Roztoczańskie klimaty...
Klimat jest....
Przezorni przygotowani na wszystko...
Golgota - tak to nazwaliśmy.
A to widok niespotykany... No wiało trochę.. :-)
Fot. Jerzy. |
Wspomniana w tytule Kotula Góra.
Tylko my, droga i nic więcej...
A czasami i takie coś... :-)
Piękne chwile...
Siedem kilometrów saniami i siedem powrotu pieszo... I trudno jest mi stwierdzić która część imprezy była lepsza... :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz