Etykiety

środa, 1 maja 2019

Turia Гішин - Щитинь.


Sezon kajakowy rozpocząłem... I to od razu ekstra wypadem na Ukrainę. Pięciodniowy wyjazd, z czego cztery dni na wodzie. Na Turi już pływałem ( Turia - KLIK ), na Prypeci też ( Prypeć - KLIK ) ale ten odcinek, bardzo mile mnie zaskoczył. Było to dokładnie coś pośrodku pomiędzy znaną mi wcześniej Turią i Prypecią...


Spotykamy się ze znanymi w większości uczestnikami spływu. Bawimy się troszkę klockami bagaży upychając je w busach.
 

 
I bardzo szybko jesteśmy u naszych sąsiadów...


I robimy wielki krok w czasie. Krok do tyłu. 

Jak u babci na wsi kilkadziesiąt lat temu....


Trochę mieliśmy obawy czy mostek wytrzyma obciążenie.... Nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy, jakie kładki czekają na nas dalej... :-)



Szybko się rozpakowujemy i mamy czas na pierwsze zwiedzanie.





 

Klimaty niesamowite.... Za to właśnie kocham takie wyjazdy.


Nie patrzeć na datę na zdjęciach... Błąd operatora aparatu... :-)



Fot. Magda.

Płyniemy. Odpoczywamy. Podziwiamy...





Wbrew oczekiwaniom pogoda dopisuje... A zabrałem dwie kurtki przeciwdeszczowe...






Wiecie co w menażce?? Wiejskie jajka prosto z gniazda i sało. 
Przy takim czymś kuchnia francuska idzie w kąt...



W nocy zimno. Ale na spływach pod namiotem tak bywa że na dzień się rozbieramy a ubieramy na noc...


Obozy są równie ciekawe jak samo pływanie...








To było jedno z ciekawszych miejsc podczas spływu. Monaster św. Mikołaja w Mielcach.





Piękne miejsce.


I gościnne. Dostaliśmy posiłek. I nikt nie wspominał o zapłacie.



Posłuchaliśmy wykładu na temat dzwonów w kościele prawosławnym. Co prawda po Ukraińsku, ale zapał  i zaangażowanie dzwonnika sprawiło że większość zrozumiałem...
I można było samemu spróbować...

Sklepy bardzo ubogo zaopatrzone...




Kuchnia polowa... wymaga inwencji i pomysłowości....





Po rozłożeniu namiotów, korzystając z ładniej pogody idziemy do wsi...

 
Oto wspomniany wcześniej mostek....

I pyyyyszna kolacja...

Cerkiew młodziutka, ale jak pięknie się prezentuje...

Gitara, ognisko i śpiew. 

Rzeka dymi.... 
A w zasięgu wzroku tylko ja i ten rybak.



Przestrzenie i ogromne ilości zwierząt. Tych dzikich i domowych.




Aż się łza w oku kręci....


A tu nowoczesność i tradycja. Bankomat w sklepie po lewej, a na fotce po prawej to brązowe na środku fotki to.... liczydło...
 
I pomnik. Pomnik być musi. 
Tylko usiąść na progu i się rozmarzyć.... 
Lecz... dom i obowiązki wołają więc wracamy...
A na granicy niespodzianka. 12 godzin czekania, a dla ostatniego busa nawet 13.
Prywatna działalność proponuje kolejkowiczom czaj i kofi. 

Dziękuję wszystkim którzy byli na spływie. Woda, kajak, pływanie, widoki to jedno. Ale bez tej serdeczności i przyjaźni jakiej doświadczyłem ja i wszyscy uczestnicy, to by nie było to. Dziękuję. I do spotkania na innej wodzie. Oby jak najszybciej... :-D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz