Sezon kajakowy rozpocząłem... I to od razu ekstra wypadem na Ukrainę. Pięciodniowy wyjazd, z czego cztery dni na wodzie. Na Turi już pływałem ( Turia - KLIK ), na Prypeci też ( Prypeć - KLIK ) ale ten odcinek, bardzo mile mnie zaskoczył. Było to dokładnie coś pośrodku pomiędzy znaną mi wcześniej Turią i Prypecią...
Spotykamy się ze znanymi w większości uczestnikami spływu. Bawimy się troszkę klockami bagaży upychając je w busach.
I bardzo szybko jesteśmy u naszych sąsiadów...
I robimy wielki krok w czasie. Krok do tyłu.
Jak u babci na wsi kilkadziesiąt lat temu....
Trochę mieliśmy obawy czy mostek wytrzyma obciążenie.... Nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy, jakie kładki czekają na nas dalej... :-)
Szybko się rozpakowujemy i mamy czas na pierwsze zwiedzanie.
Klimaty niesamowite.... Za to właśnie kocham takie wyjazdy.
Nie patrzeć na datę na zdjęciach... Błąd operatora aparatu... :-)
Fot. Magda. |
Płyniemy. Odpoczywamy. Podziwiamy...
Wbrew oczekiwaniom pogoda dopisuje... A zabrałem dwie kurtki przeciwdeszczowe...
Wiecie co w menażce?? Wiejskie jajka prosto z gniazda i sało.
Przy takim czymś kuchnia francuska idzie w kąt...
W nocy zimno. Ale na spływach pod namiotem tak bywa że na dzień się rozbieramy a ubieramy na noc...
Obozy są równie ciekawe jak samo pływanie...
To było jedno z ciekawszych miejsc podczas spływu. Monaster św. Mikołaja w Mielcach.
Piękne miejsce.
I gościnne. Dostaliśmy posiłek. I nikt nie wspominał o zapłacie.
Posłuchaliśmy wykładu na temat dzwonów w kościele prawosławnym. Co prawda po Ukraińsku, ale zapał i zaangażowanie dzwonnika sprawiło że większość zrozumiałem...
I można było samemu spróbować...
Sklepy bardzo ubogo zaopatrzone...
Kuchnia polowa... wymaga inwencji i pomysłowości....
Po rozłożeniu namiotów, korzystając z ładniej pogody idziemy do wsi...
Oto wspomniany wcześniej mostek....
I pyyyyszna kolacja...
Cerkiew młodziutka, ale jak pięknie się prezentuje...
Gitara, ognisko i śpiew.
Rzeka dymi....
A w zasięgu wzroku tylko ja i ten rybak.
Przestrzenie i ogromne ilości zwierząt. Tych dzikich i domowych.
Aż się łza w oku kręci....
A tu nowoczesność i tradycja. Bankomat w sklepie po lewej, a na fotce po prawej to brązowe na środku fotki to.... liczydło...
I pomnik. Pomnik być musi.
Tylko usiąść na progu i się rozmarzyć....
Lecz... dom i obowiązki wołają więc wracamy...
A na granicy niespodzianka. 12 godzin czekania, a dla ostatniego busa nawet 13.
Prywatna działalność proponuje kolejkowiczom czaj i kofi.
A na granicy niespodzianka. 12 godzin czekania, a dla ostatniego busa nawet 13.
Prywatna działalność proponuje kolejkowiczom czaj i kofi.
Dziękuję wszystkim którzy byli na spływie. Woda, kajak, pływanie, widoki to jedno. Ale bez tej serdeczności i przyjaźni jakiej doświadczyłem ja i wszyscy uczestnicy, to by nie było to. Dziękuję. I do spotkania na innej wodzie. Oby jak najszybciej... :-D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz